Poniedziałek 11.11.2013 – Niedziela 17.11.2013
W tym tygodniu załapałam się na prowadzenie zajęć z języka angielskiego w jednej z prywatnych szkół językowych. Grupa jest mała – tylko cztery osoby: Ayana, wesoła dwudziestolatka z Japonii, Sunae – businesswoman z Korei Południowej, Nicole – pani po czterdziestce z Hong Kongu i Sun – siedemnastolatek z Tajlandii. Nauka odbywa się tutaj w systemie dziennym, pracujemy od godz. 9:00 do 15:00. Początki są trudne, ponieważ moi uczniowie są na poziomie podstawowym i mówią z obcym akcentem. Ich wymowa jest niepoprawna i muszę się skupiać próbując ich zrozumieć. Po pierwszej lekcji przyzwyczajamy się do siebie i rozmawiamy o różnych sprawach. Dowiaduję się dużo na temat tych czterech azjatyckich krajów – niektóre wiadomości mnie szokują, na przykład to, że w Japonii pójście na studia wyższe graniczy z cudem, ponieważ są bardzo drogie (w granicach 50 000 PLN za rok!). Kolejnym zaskoczeniem jest fakt, że w języku tajskim nie używa się czasów gramatycznych, czyli mówi się np. Idę do sklepu dziś, Idę do sklepu jutro, Idę do sklepu wczoraj. Proste!
W piątek dołączają do naszej grupy dziewczyny z Indonezjii w kolorowych nakryciach głowy (podobno poproszono je o ubieranie różnych kolorów, aby nauczyciele mogli je rozróżnić). Wszystkie razem wyglądają rewelacyjnie!
Po zajęciach w piątek ruszamy do największego w mieście parku – Kings Park – mieszczącego się na wzgórzu. Po drodze zza szyb autobusu patrzymy na błyszczącą w blasku popołudniowego słońca wodę rzeki Swan. Później wspinamy się po schodach na szczyt wzgórza aby zobaczyć miasto przedzielone na pół wijącą się szeroką rzeką.
Park jest ogromny, a do zachodu słońca zostało niewiele czasu. Spacerujemy napawając się widokiem pięknych roślin.
W sobotę jedziemy pociagiem na najładniejszą plażę w Perth – w dzielnicy Cottesloe. Pociąg jest nowoczesny i szybki, siedzenia ułożone są wzdłuż pociągu (siedzi się bokiem do kierunku jazdy). Na dworze jest upał – 33 stopnie, a w pociągu tak wieje z klimatyzacji, ze ubieram polar. Na przeciwko mnie od lewej: starsza Pani z Mongolii, para – Hindus i Murzynka (piękna, szczupła, o ładnych rysach), dalej para Japończyków i para Australijczyków przysypiajacych na siedzeniach. Nasza 20-minutowa podróż szybko się kończy i z peronu ruszamy śladem innych pasażerów w stronę oceanu. Idziemy pod górę, słońce smaży, jest koło południa. Mija nas para Azjatów pod parasolem i z przeciesłonecznymi “daszkami – maskami” na twarzach. Widok jak z filmu sci-fi.
Okoliczne domy
Kakadu na wolności!
Po chwili już jesteśmy na plaży – wow! Rzeczywiście jest to piękne miejsce. Od razu biegnę popływać!
Plaża w Cottesloe
0 komentarzy