“- Muszę wrócić do źródła, bo przecież nie po to kładę się spać, by sny o wolności przerywały mi rozklekotane tramwaje. Pauza. – I nie po to mam płuca, by je gwałcić fabrycznym dymem. Pauza. – Muszę wrócić do źródła, bo nie po to mam oczy, by je drażnić widnokresem z betonu. Pauza. –I nie po to mam serce, by mi pękało na środku pustej ulicy milionowego miasta. Pauza. – Aby żyć, muszę wrócić do źródła. Pauza. – Tu, gdzie teraz jestem, świat skończył się już dawno.” J. Borszewicz
Wrzesień 2013, Śląsk, nowe francuskie bistro w centrum miasta. W środku ciepło i przytulnie, na stolikach migoczą płomienie świec, w powietrzu unosi się zapach gorących tostów i świeżo parzonej kawy. Za oknem szarzeje i mży. Klony w parku stoją już prawie nagie, pod nimi dywan mokrych, brunatnych liści. Jesień przyszła wcześnie.
– Kaśka, Ty wiesz, że właśnie teraz… Jak my tu snujemy się w półmroku, w tym zimnie, we mgle, to nasze słońce gdzieś tam jest… Uciekło na drugi koniec świata… Przyświecać jakimś cholernym szczęściarzom przez najbliższe kilka miesięcy? – powiedziałam gapiąc się tępo w wieżowiec piętrzący się po drugiej stronie ulicy. Każdy balkon pomalowany na inny kolor, na murach szaro-czarne zacieki. Poczułam jak coś ciężkiego wpada mi do żołądka.
W tym właśnie momencie tak bardzo zapragnęłam być gdzie indziej. Tam, gdzie ciepły wiatr owieje mi twarz. Tam, gdzie nie wyjeżdża się na wakacje, bo kojący szum oceanu jest na wciągnięcie ręki. Tam, gdzie z przyrody można czerpać energię do życia.
Ubiegły właśnie cztery lata od mojego przyjazdu do Australii. Pomimo różnych wzlotów i upadków nigdy nie żałowałam tej decyzji. Dlaczego?
Praca
Do pracy w Australii długo miałam pecha. Trafiałam z deszczu pod rynnę – z minimalnej krajowej na stawki głodowe, z jednego “obozu dla imigrantów” do drugiego. Dlaczego? Z kilku powodów. Po pierwsze nie miałam pojęcia o tym, że australijscy pracodawcy – obcokrajowcy prowadzą tu firmy według zasad ogólnie przyjętych w ich krajach. W moim przypadku byli to Azjaci, którzy oszukiwali i wykorzystywali pracowników, ich obawę przed utratą pracy i brak znajomości australijskiego prawa. Niestety byłam jedną z tych osób, które nie znały obowiązujących w Australii zasad i nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moi pracodawcy je łamią. Po drugie, jak już odkryłam prawdę, to zabrakło mi odwagi żeby walczyć o swoje. Po trzecie nie miałam znajomości, które mogłyby mi pomóc znaleźć lepszą pracę. W Australii, a może raczej w mojej branży (trudno mi generalizować) większość ludzi dostaje pracę po znajomości.
Moja historia, którą opiszę w kolejnych postach, ma szczęśliwe zakończenie – podczas tych nieciekawych przygód poznałam życzliwą osobę, która pomogła mi dostać bardzo dobrą pracę na państwowym uniwersytecie. O tej pracy marzyłam od przyjazdu do Australii. Szkoda tylko, że moja teoria dotycząca znajomości się potwierdziła.
Jak mogę porównać moją sytuację zawodową w Australii i w Polsce? Musicie wiedzieć, że do Australii nie wyjeżdża się na zarobek. Jest za daleko i zbyt trudno dostać tu prawo do pracy. W Polsce prowadziłam własną szkołę językową i moja “kariera” wyglądała lepiej niż tutaj. Jednocześnie owa kariera nigdy nie była dla mnie najważniejsza. Pracowałam od rana do nocy, w weekendy i wakacje. O wiele bardziej cenię sobie relacje z rodziną i przyjaciółmi, rozwijanie zainteresowań, wolne popołudnia, spokój i małe przyjemności, na które mogę sobie teraz pozwolić, bo mam na nie czas.
Dom
Tu zdecydowanie lepiej wypada Australia. W ciągu zaledwie dwóch lat udało nam się kupić działkę i wybudować własny dom. Przy tutejszych zarobkach i kosztach życia można bardzo szybko zaoszczędzić na wkład własny i ubiegać się o kredyt hipoteczny. W ten sposób spełniłam kolejne marzenie. Wynajmowanie mieszkania jest tu również o wiele prostsze i przyjemniejsze niż w Polsce (właściciel nie patrzy na Ciebie jak na kryminalistę, który nie ma nawet swojego mieszkania). Wynajem to normalna sprawa, regulowana prawnie, zawiera się umowę z właścicielem nieruchomości, wpłaca kaucję zwrotną, która ląduje na specjalnym koncie rządowym aż do czasu wygaśnięcia umowy i opłaca się wynajem raz w miesiącu lub co dwa tygodnie. Taka ciekawostka – w Australii dużo się dzieje w cyklu dwutygodniowym (ang. fortnightly)- np. wypłata wynagrodzenia, spłata kredytu, itp.
Prywatnie
“Boję się pamięci o tych wszystkich ludziach, z którymi coś mnie łączyło, a z którymi rozdzieliło mnie milczenie.” J. Borszewicz
Życie prywatne cierpi podczas emigracji. Próba czasu i odległości pokazuje kto jest prawdziwym przyjacielem, który będzie nim pomimo odległości, a kto działa według zasady “co z oczu to i z serca”. Z wieloma przyjaciółmi i znajomymi, a nawet rodziną urwał mi się kontakt. Pomimo prób nawiązania rozmowy moje starania odwzajemniane były wymowną ciszą. Ileż można próbować? Ile wycierpieć? Po kilku latach się poddałam i zamknęłam te drzwi. Do dziś nie wiem dlaczego tak musiało być.
Są również osoby, które zawsze chętnie poświęcą czas na rozmowę. Może to być trzy razy w roku, może to być codziennie. Bardzo sobie cenię tych prawdziwych przyjaciół, którzy mimo odległości zawsze są blisko!
Bo czyż nie na rozmowie polegają relacje międzyludzkie? Wymiana zdań, opinii, emocji – to buduje związki między nami.
Przyszłość
Pomimo wszystkich rozczarowań, które mnie spotkały na emigracji, w ciągu tych czterech lat nigdy nie żałowałam wyjazdu do Australii. Może nie wiecie, ale od przyjazdu tutaj ani razu nie odwiedziłam Polski. Uwielbiam mój nowy dom, tutejszy klimat, plaże, przyrodę, swobodę…
Cztery lata już za mną, a co dalej? Kilka dni temu przekroczyłam magiczny próg pobytu w Australii (cztery lata), więc teraz mogę ubiegać się o australijskie obywatelstwo. Nie tracę czasu i przygotowuję dokumenty do wniosku! Nigdy nie wiadomo kiedy zmienią się zasady. Przygoda z Australią nauczyła mnie, że jak nadarza się okazja, to nie warto zwlekać. Trzeba korzystać, bo drugiej szansy może już nie być!
Piękny wpis. Czyta się jak profesjonalną blogerkę. Cenne jest podejmowanie decyzji, których się nie żałuje. Brawo🙂
Dziękuję! Najważniejsze aby decyzja była nasza a nie czyjaś 🙂
Cieszę się, że z perspektywy czasu jesteś zadowolona ze swojej decyzji. Ten optymizm doda ci na pewno sił na dalsze lata “życia za morzami”. A z ludźmi, cóż, ja też mam takie nie zawsze wesołe wspomnienia. Tyle zerwanych znajomości, bez powodu, bez zrozumienia dlaczego. Ale zawsze przychodzą też nowe, równie ciekawe. Warto po prostu żyć 🙂
Dzięki, Awa! Masz rację – stare znajomości zamieniamy na nowe i może to być też zmiana na lepsze. Dobrze wiedzieć, że nie tylko mnie to dotknęło! Pozdrowienia
Życie na emigracji chyba zawsze jest trudne. Przede wszystkim, że trzeba przestawić się do nowych zasad i panujących realiów danego kraju. U mnie w głowie też kołacze myśl o przeprowadzce na drugi koniec świata, ale póki co strach wygrywa z chęcią ryzyka. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego 🙂
To prawda… Nie jest to łatwe. Ale może udałoby się przełamać strach odwiedzając dane miejsce na wakacje? Wtedy łatwiej zdecydować czy to miejsce dla nas! Dziękuję i również pozdrawiam 🙂
Tak właśnie zrobiłam 😉
Niesamowite!! Australia jest jednym z miejsc, które chce zobaczyć/zdobyć, podobnie jak filologia angielska :)!! Cieszę się że odkryłam tego bloga jest świetny i ma dużo przydatnych informacji!!
PS. Planuję wyjechać najpierw do WB (wydaję mi się, że potem jest łatwiej z pracą w AU albo USA) a potem dalej w świat ale zobaczymy!! Grunt to no regrets 😉
Hej! Wielka Brytania to dobry start jeśli chodzi o świat anglojęzyczny! W dzisiejszych czasach świat nie ma granic, więc trzeba z tego korzystać. Ważne, żeby znać język, a na resztę można zapracować. Dziękuję za odwiedziny!