Przechadzając się po centrum Perth mijają nas ludzie różnych narodowości. W przeciągu kilku minut można zauważyć przyjezdnych ze wszystkich kontynentów.
Multi-kulti
Każdy przywozi ze sobą swoje tradycje, przyzwyczajenia, wyobrażenie o tym, jak świat wokół nich powinien wyglądać oraz swój styl. W związku z tym na ulicach jest bardzo kolorowo – nawet nie zdawałam sobie sprawy, że trendy w modzie tak się różnią w zależności od kraju. I tu wychodzi ze mnie swego rodzaju nietolerancyjność – moda zupełnie mi się tutaj nie podoba. Ludzie nieraz wyglądają wręcz groteskowo w tym, co mają na sobie. Odkładając trendy z innych krajów na bok, trendy australijskie to europejska moda lat 90-tych! Sportowe obuwie na koturnach, szorty z wysokim stanem, krótkie koszulki odsłaniające brzuch (wyglądające “szałowo”, zwłaszcza w rozmiarze 46). Zakupy to istna strata czasu, w sklepach odzieżowych nie można znaleźć nic normalnego, ładnie leżącego, dopasowanego do figury. Wszystko wisi na mnie jakby było po starszej siostrze.
Mówiąc o modzie, nadmienię jeszcze, że ludzie nie przywiązują tu wielkiej (albo jakiejkolwiek) wagi to wyglądu. Uderzające jest jednak to, jak ważny jest komfort i wygoda w codziennym życiu. Nikogo w autobusie nie dziwi widok kobiety w eleganckim kostiumie czy sukience mającej na sobie kolorowe adidasy, wysokie skarpetki i plecak. To samo dotyczy mężczyzn w garniturach, sportowym obuwiu i z plecakiem. Jak na nich patrzę, to mam tylko nadzieję, że w tych plecakach mają eleganckie buty, które zakładają przed pracą.
Ostatnią obserwacją, jaką poczyniłam w kwestii wyglądu jest brak makijażu u kobiet – nie malują się na co dzień.
Hit sezonu w przemyśle obuwniczym – takie “sandałki” za niecałe 300 PLN. Według Australijek najlepiej je nosić do lekkiej, zwiewnej sukienki.
Przymykając oko na aparycję tubylców czynię dalsze obserwacje. Weźmy pod lupę zachowanie niektórych osobników, które jest co najmniej… ekscentryczne. Chyba wynika to z tego, że ludzie tutaj czują się bardzo swobodnie, są wolni i w myśl tej zasady zostali wychowani. Nic ich nie ogranicza, więc wykonywanie dziwnych ruchów przypominających taniec w rytm muzyki płynącej z iPhone’a słyszalnej tylko przez delikwenta jest czymś całkowicie normalnym na przystanku autobusowym czy w kolejne w McDonald’s.
Co jeszcze należy do normy? Głośne ziewanie, chrząkanie, kasłanie, i inne mniej przyjemne w odbiorze dźwięki wynikające z zaburzeń funkcjonowania układu oddechowego. Wydaje mi się, że niektórzy zapominają, że nie mieszkają już w Azji. Nasz sąsiad z góry katuje nas głośnym, przeciągłym ziewaniem każdego wieczora aż do późnej nocy. Zdarza mu się też bardzo długo i dokładnie odkurzać mieszkanie o godz. 23:00. Bo co w tym dziwnego?
Tyle o przyjezdnych tubylcach… Ale co z tymi prawdziwymi? Tymi, którzy byli tu pierwsi, długo przed białym człowiekiem?
Aborygeni
Przede wszystkim należy wspomnieć, że na co dzień nie spotyka się Aborygenów. Żyją poza miastami – skupiskami ludzi wielu narodowości utworzonymi przez białego człowieka, który ma manię budowania, tworzenia… w skrócie – zostawiania po sobie trwałych śladów. Aborygeni żyją według filozofii wręcz przeciwnej – w zgodzie z naturą i tak, żeby nie został po nich żaden ślad na Ziemi.
W celu stworzenia dobrego wrażenia i zatarcia śladów krzywd wyrządzonych rdzennym mieszkańcom w przeszłości, biały człowiek wychodzi z siebie, aby pomóc Aborygenom zintegrować się ze współczesnym australijskim społeczeństwem. W jaki sposób? Tworzy instytucje , których celem jest zapewnienie wsparcia różnego typu – prawnego, edukacyjnego, finansowego, zawodowego. Każda Australijska firma ma obowiązek zapewnić dwa miejsca pracy Aborygenom, którzy wyrażą chęć podjęcia pracy. Bez kwalifikacji, doświadczenia… Zdarza mi się widzieć Aborygenów śpiących na środku chodnika, chodzących ulicami wykrzykujących obelgi w stronę przechodniów, zachowujących się agresywnie. Czy są to prawdziwi Aborygeni? Na takich mi wyglądali… ich fizjonomia bardzo różni się od fizjonomii ludzi, których do tej pory spotkałam. Ich policzki są ogromne, oczy małe, skóra ciemna, a włosy często jasne. Najbardziej dziwią mnie ich nogi – zwłaszcza w kostkach i w łydkach są tak niesamowicie cieniutkie, że zastanawiam się, dlaczego nie łamią się jak zapałki. Nawet osoby z nadwagą mają takie pęciny.
Wracając do ich zachowania – nie są to prawdziwi Aborygeni. Są to osoby często pochodzące z mieszanych małżeństw, gdzie jeden rodzic jest rdzennym mieszkańcem Australii, a drugi imigrantem. Z tego powodu plemiona Aborygenów nie akceptują ich jako członków swojego społeczeństwa i odrzucają ich na pastwę losu w mieście wśród białych ludzi. A ci również ich nie akceptują, bo za bardzo się od nich różnią. Dlatego “miastowi” Aborygeni są zawieszeni pomiędzy dwoma grupami, nie należą do żadnej z nich i zostają prawdziwymi “wyrzutkami społeczeństwa”.
Tak więc Aborygeni, czy prawdziwi, czy nie, często mają w Australii negatywną opinię. Jestem tym bardzo zaskoczona, ponieważ nie tak wyobrażałam sobie tę kulturę.
0 komentarzy