Jedno jest pewne – Polska to dla Australijki prawdziwy obóz przetrwania. Nie jest to kraj przyjazny obcokrajowcom. Znajomość języka polskiego to podstawa, co znaczy, że już na wstępie zaczynają się schody… a z czasem jest coraz gorzej.
Jay Martin spędziła trzy lata w Warszawie jako żona dyplomaty pracującego dla ambasady australijskiej. W książce pt. “Vodka and Appłe Juićę” (“Wódka z sokiem jabłkowym”) opisuje swoje polsko-europejskie przygody w porządku chronologicznym, według pór roku, ze specjalnym uwzględnieniem typowo polskiego przedwiośnia i złotej jesieni (choć ciężko jej przejść do porządku dziennego nad faktem, że w Polsce uznaje się sześć pór roku).
Co najbardziej zaskakuje bohaterkę w naszym kraju?
Moda
Pierwsze spostrzeżenie Jay Martin po wylądowaniu w Polsce było takie samo jak moje po przylocie do Australii – Polki przywiązują większą wagę do wyglądu, ubierają się modniej i bardziej stylowo od Australijek. Bohaterka tak opisuje swoje pierwsze wyjście jako żona dyplomaty:
“Przewijając się między straganami i wystawami zdałam sobie sprawę dlaczego wszyscy patrzą na nas podejrzanie. W związku z tym, że większość naszych ubrań jeszcze nie dotarła, zrobiliśmy co mogliśmy aby wyglądać na “dyplomatów w akcji”. Może w Australii właśnie tak byśmy wyglądali. Tu ludzie przywiązywali o wiele większą uwagę do tego, co mają na sobie. Wszystkie kobiety były w pełnych makijażach, stylowych koszulach i dopasowanej biżuterii. Nikt poza nami – ani kobiety ani mężczyźni – nie był w praktycznym (czyt. wygodnym) obuwiu. Minęliśmy kilkadziesiąt wystaw pełnych naszyjników, klejnotów i kamieni szlachetnych obsługiwanych przez osoby, które tak jak ja dobrze wiedziały, że tu nie pasuję.” (tłum. własne)
Zakupy
Jednym z największych wyzwań związanych z życiem w Polsce okazały się zakupy. “Bo polskie supermarkety nie są takie same jak w Australii” – pisze Jay Martin. Znalezienie odpowiednich produktów graniczy z cudem – jak wybrać spośród miliona różnych rodzajów śmietany (bez etykietek po angielsku)? W Australii sprawa jest prosta – dostępna jest kwaśna śmietana i śmietana do ubijania, i tak właśnie się nazywają. Dlaczego warzywa więdną w ciągu 24 godzin? W Australii zakupy robi się raz w tygodniu. Dlaczego owoce trzeba ważyć samemu? W Australii robi to kasjerka. Jak to możliwe, że nie znajdziesz dyni poza sezonem? Kto w ogóle słyszał o czymś takim jak sezon na dynie? Absurd. Gdzie kupić żarówki? Raz są, raz ich nie ma – przecież wojna dawno się skończyła…
Kolejki
W Polsce nawet zwyczaje związane ze staniem w kolejce w niczym nie przypominają tych obowiązujących w Australii. Tam sprawa jest prosta – stajesz w wężyku i cierpliwie czekasz. Tu – samowolka i trudne do pojęcia, niepisane zasady! Gdy kobieta stojąca przed Jay w kolejce do kasy stawia koszyk na podłodze, mówi “ja jestem przed panią” i odchodzi, bohaterka nie wie co robić. Bo jak można traktować stanie w kolejce jako czynność wykonywaną “na boku” podczas robienia zakupów? Albo stoisz w kolejce, albo robisz zakupy, to chyba jasne? Kolejny absurd spotkał Jay pod konsulatem rosyjskim, gdzie 40 osób czekało przed budynkiem siedząc na krawężniku, stojąc pod drzewem czy siedząc na ławce w pobliskim parku. Kompletnie zdezorientowana zauważyła, że nowe osoby pytają reszty “Kto jest ostatni?” i zapamiętują po kim powinni wejść. I znowu nasuwa się pytanie – Dlaczego? Czy nie można normalnie, po ludzku ustawić się w kolejce jak w innych krajach?
Lokalizacja
Jay zaskakują nie tylko absurdy polskich zwyczajów, ale też pozytywne aspekty życia w Polsce. Przede wszystkim to, że za granicę można pojechać… pociągiem (!) i dotrzeć tam w przeciągu kilku godzin. Czyż to nie wspaniałe? Australia jest tak ogromnym, odizolowanym krajem, że jej mieszkańcom brakuje możliwości odwiedzenia obcych krajów bez konieczności wsiadania do samolotu. Osobiście zastanawiam się jak często doceniacie to mieszkając w Polsce lub w innym europejskim kraju?
Zaradność
W Polsce nawet w najtrudniejszej sytuacji da się wszystko załatwić. Coś się popsuło, czegoś zabrakło, coś nie pasuje – w takiej sytuacji Australijczyk załamuje ręce i szybko godzi się z faktem, że musi się obejść bez danej rzeczy lub kupić nową. Polacy natomiast myślą, kombinują, próbują, dzwonią gdzie trzeba i załatwione! Jesteśmy bardziej zaradni i mamy praktyczne podejście.
Spostrzeżenia związane z życiem w Polsce jako obcokrajowiec nie są dla mnie nowe. Większość pytań zaczynających się od “Dlaczego?”, jakie zadaje autorka przez lata zadawał mi mój mąż gdy mieszkaliśmy na Śląsku. Niestety w większości przypadków nie miałam dobrej odpowiedzi… “Bo tak” wywoływało u niego jeszcze większą frustrację.
Jay Martin obserwuje Polskę spostrzegawczym okiem i opisuje nas z humorem i lekkim sarkazmem. Książka jest świetną lekturą dla tych, którzy mają dystans do siebie i potrafią spojrzeć na nasz kraj z przymrużeniem oka.
Bo Polski, kochani, nie da się wziąć na logikę!
Jak zawsze bardzo ciekawy i zwięźle opisujący realia życia w Polsce wpis. Na pewno przeczytam tą książkę. Pozdrawiam 🙂
Dziękuję! Można się pośmiać z samego siebie. Ciekawe kiedy będzie dostępne polskie tłumaczenie 🙂
Niedługo będzie 😉 Książka jest właśnie w trakcie redakcji. Pozdrowienia od tłumaczki 🙂
Wow! Fantastycznie! Trzymam kciuki za udane tłumaczenie i bardzo proszę o wiadomość jak będzie gotowe. Na pewno kupię kilka sztuk dla rodziny i znajomych 🙂
Musimy się różnić pięknie 🙂 Pozdrawiam 🙂
Gdyby wszyscy byli tacy sami, to byłoby nudno! 🙂
Bardzo ciekawy wpis. Nie słyszałam o tej książce, ale bardzo mnie zainteresowała. Chętnie ją przeczytam w całości 🙂
Super! Muszę się dowiedzieć kiedy będzie dostęna poza granicami Australii 🙂
Dla damulki z wyższych sfer, bujającej w obłokach i przyzwyczajonej do luksusu,faktycznie Polska może być szkołą przetrwania.Dla pełnego zejścia na ziemię proponuję kraje afrykańskie,południowoamerykańskie i większość azjatyckich.Kazimierz
Zawsze moglo byc gorzej! Polska rzeczywistosc to dla Australijczykow duzy szok kulturowy. Azja, Afryka, Ameryka Poludniowa – to jest fajne na wakacje, bo tanie i egzotyczne. Australijczycy masowo jezdza na wakacje na Bali, do Wietnamu, do Tajlandii… Ale zamieszkac tam na dluzszy czas…. byloby bardzo trudno! Dziekuje za odwiedziny 🙂
Pani ambasadarowa ma bystre oko, wysnuwa słuszne wnioski i porównuje ze swoim krajem. Porównanie musi być, bo jest punktem odniesienia, a że subiektywne spojrzenie to normalne. Chociaż muszę powiedzieć: mam podobne zdanie jak J. Martin.
Weroniko, masz rację, postępowania Polaków nie da się wziąć na logikę.
Serdeczności zasyłam