Jezioro Herdsman

Niedaleko nas, nad jeziorem Herdsman znajduje się dom pierwszych osadników w Perth (ang. Settler’s Cottage) zaprojektwany przez ówczesnych architektów rządowych. Domy tego typu budowane były w latach dwudziestych poprzedniego stulecia przez Anglików, którym przyznano ziemię aby mogli hodować drób i uprawiać warzywa na potrzeby lokalnej społeczności. Tereny przeznaczone na działki musiały najpierw zostać osuszone, przez co powierzchnia jeziora znacznie się zmniejszyła.

Domy budowane były z drewna, miały cztery pomieszczenia, dwie werandy – z przodu i z tyłu, wychodek, zbiornik na wodę oraz altanę z metalowymi kratami zamiast ścian (?). W tamtych czasach w domach nie było prądu, więc do oświetlania używano lamp naftowych. Do zbiornika obok domu zbierano wodę deszczową do codziennego użytku; niektórzy podłączali do zbiornika wąż i doprowadzali wodę do kuchni do prowizorycznego zlewu – pod zlewem znajdowało się wiadro na brudną wodę.

Kręcąc się wokół domku i przysiadając na werandzie, słucham koncertu świerszczy w zaroślach i mam wrażenie, jakbym przeniosła się w nasze Beskidy w piękny, słoneczny letni dzień. Tylko zapach olejków eukaliptusowych unoszących się w powietrzu przypomina mi, że to przecież Australia. Różnią się też nieco odgłosy ptaków buszujących nad jeziorem. Wszystko gra i śpiewa tak głośno, jak tylko może – nareszcie nadeszła wiosna!

Weranda

Z zapachem eukaliptusów miesza się zapach ogromnego rozmarynu rosnącego przy domu w sąsiedztwie limonki. Stoję na werandzie i obserwuję wygrzewające się w słońcu na deskach tarasu małe jaszczurki. Podłoga i schody są zaniedbane, deski powyginane, wypaczone i wyblakłe od słońca. Okna są pozasłaniane, więc ciekawsko zaglądam przez dziurkę od klucza w dzwiach wejściowych. Jest dość duża, więc widzę przez nią zakurzone i nieco zagracone wnętrze domu.

W Australii taki domek to prawdziwy kawał historii, powód do dumy, symbol kształtujący tożsamość mieszkańców tego kraju. A dla nas, Europejczyków? Ot, niewiele znaczący, stary domek letniskowy.