Planując wycieczkę przeglądam lokalne wiadomości z Bunbury z ostatniej chwili. Natykam się na wpis o mieszkańcu, którego drzewo figowe zaczęło chorować, w związku z czym owoce nie są już tak ładne i smaczne jak kiedyś. Poszkodowany apeluje do współmieszkańców o pomoc w rozwiązaniu zagadki co temu drzewu zaszkodziło. Kolejna wiadomość jest o europejskiej osie, która została zauważona w okolicy wywołując popłoch wśród mieszkańców.
Pomyślałam sobie, że jeśli są to największe problemy nękające mieszkańców Bunbury, to chciałabym się tam przeprowadzić!
Przyroda, ocean i… centrum handlowe
Do Bunbury zajrzeliśmy w drodze powrotnej z Busselton. Bunbury, liczące 75 tysięcy mieszkańców, jest trzecim największym miastem w Australii Zachodniej. Otoczone rozległymi niezamieszkałymi terenami, to niewielkie portowe miasto pojawia się nagle na drodze wzdłuż zachodniego wybrzeża Australii. Nieco chłodniejsze i wilgotniejsze od Perth, Bunbury wita przyjezdnych soczystą zielenią i licznymi zatokami, kanałami, rzekami i jeziorami, co sprawia, że miasteczko jest urokliwe, ciche i spokojne. W centrum nad zatoką siedzą tylko mewy i kakadu, ponieważ ludzie skupiają się głównie w jednym z kilku tutejszych centrów handlowych. Australijczycy uwielbiają chodzić na zakupy i spędzać czas w kiepsko zaopatrzonych sklepach i kawiarniach pozostawiając piękne parki, lasy i plaże dla spragnionych kontaktu z naturą takich jak ja. Trendy modowe w Bunbury przypominają mi polskie lata 90. – na wystawie wisi ostatni krzyk mody – bluzka ze sweterkiem typu “bliźniak” w pastelowym kolorze.
Uciekając od tego szaleństwa kierujemy się na plażę. Im bliżej oceanu tym puściejsze są ulice. Droga wzdłuż oceanu położona jest dość wysoko, co daje przepiękny widok na plażę i ocean. Zatrzymujemy się na jednym z licznym parkingów. Zejście na plażę umożliwiają drewniane schody z tarasem widokowym i ławeczką. Plaża jest zupełnie pusta a ocean spokojny. Zaskakuje mnie to jak na plaży w Bunbury jest cicho – wiatr nie szaleje tak bardzo jak na każdej plaży w Perth, gdzie potrafi człowiekowi urwać głowę. Siedzę sobie na plaży w Bunbury i myślę o tym jak przyjemnie byłoby mieszkać w małym mieście oddalonym od całego świata, w domku nad oceanem gdzie co rano witałby mnie taki widok.
A czy Wy też chcielibyście zamieszkać nad oceanem w Bunbury? 🙂
Piękne miejsce. Pozdrawiam🙂
Znowu świetny tekst i relacja! Gratuluję. Tak … chciałbym tu zamieszkać na plaży nad oceanem jak najdalej od zgiełku i jakichkolwiek większych sklepów. Pozdrawiam.
Dziękuję! Cieszę się, że wciąż śledzisz moje australijskie przygody. Pozdrawiam! 🙂
Nie wiem, czy akurat w Bunbury, ale mieszkanie nad morzem często zaprząta moją głowę. Uwielbiam szum fal i zapach wody (choć wiele osób twierdzi, że jest to smród…) pełnej wodorostów i ryb. I te bezkresne widoki, które dają odpocząć oczom…
To jak najbardziej moje klimaty 🙂 Może Włochy? Uwielbiam ten kraj.
Mogą być 😉 Tam jest tak ciepło …
Urocze miejsce do zamieszkania … taki widok na dzień dobry to bajka. Czy jednak żyjąc inaczej przez wiele lat łatwo byłoby odnaleźć się w nowym miejscu?
Za to spędzenie urlopu z bliskimi w takiej scenerii – to jest to👍
Pani Weroniko, zdjęcia oddają urodę i osobliwość miejsca. Urzekło mnie zwłaszcza to pierwsze !
Pozdrawiam
Jolanta
Bardzo dziękuję! Życie z daleka od “domu” ma swoje plusy i minusy. Wakacje w Bunbury – to dobry pomysł! 🙂
Piękne te zdjęcia!!! Ja tak uwielbiam plażę i wodę, że kiedyś muszę się przenieść nad ocean :))