Northam urzekło mnie swoją bezpretensjonalnością. Malutkie miasteczko położone w dolinie rzeki Avon, godzinę jazdy w kierunku wschodnim od Perth, otoczone jest łagodnymi zielonymi pagórkami, żółtymi polami rzepaku i całą tęczą barw polnych kwiatów porastających rozległe łąki ciągnące się kilometrami aż ku horyzoncie. Podróż z Perth do Northam mija zdecydowanie za szybko, jeszcze zanim oczy zdążą się nacieszyć rozległą panoramą australijskiej wsi.
Obóz imigracyjny
Założone w 1833 roku przez angielskiego odkrywcę i kolonizatora Roberta Dale’a, który jako pierwszy przeprawił się przez łańcuch górski Darling Range (dł. ok. 1000 km, wys. 582 m), Northam jako osada od razu wzbudziło zainteresowanie poszukiwaczy złota. Od roku 1949 było również największym w Zachodniej Australii obozem dla nowoprzybyłych imigrantów z Europy. Masowa imigracja była rezultatem programu rządowego mającego na celu zaludnienie kraju po II wojnie światowej. Brakowało tu wtedy rąk do pracy.
Ciche miasteczko
Obecnie Northam nie cieszy się zainteresowaniem imigrantów tak jak kiedyś, mieszka tu zaledwie ok. 10 tys. ludzi. Stąd też bardzo niskie koszty życia. Przechodząc obok agencji nieruchomości przy głównej ulicy nie wierzę własnym oczom widząc ceny działek i domów w tej okolicy – są to kwoty kilkakrotnie niższe niż w Perth, np. działkę 1200 m2 można kupić za $34 000, a dom z działką za $90 000. Taki dom w Perth kosztowałby od $300 000 do miliona dolarów, w zależności od lokalizacji. A więc stoję sobie z nosem przylepionym do szyby i już oczami wyobraźni widzę siebie – panią na włościach… i ten ogromny ogród, owocujące drzewa cytrynowe, pomarańczowe, mango, awokado i co tylko dusza zapragnie, wielki, zacieniony drewniany taras i biały płotek przed domem. Może róże, gdyby mi się kiedyś udało odpowiednio o nie zadbać i nie doprowadzić do ich zagłady. Niezła rzecz – pomarzyć… Na ziemię sprowadza mnie widok pustej ulicy – na głównej ulicy i deptaku o godz 14:00 w sobotę nie ma żywej duszy. Spoglądam jeszcze raz na zegarek – przecież się nie mylę, jest środek dnia. Przechodzę obok kilku kolejnych lokali – sklepów, piekarni, kawiarni – większość otwarta jest w godzinach od 9:00 do 12:00. Czasem zdarza się jakiś pracoholik, który sklep prowadzi aż do późnych godzin wieczornych- 15:00 – 16:00. Jak to?
Bo życie na australijskiej prowincji toczy się powoli, własnym rytmem. Najbardziej aktywnie jest w godzinach od 10:00 do 14:00 – tak wnioskuję widząc znaki wzdłuż ulicy -wtedy parkowanie w centrum jest ograniczone do 1 godziny, bezpłatnie. W Perth taka godzina kosztuje $5.
Balony
Balonowe mistrzostwa Australii odbywają się w Northam na początku wiosny. Jak się zapewne domyślacie, jest to bardzo ważne wydarzenie dla mieszkańców miasteczka. Przez te zawody reszta Australii w ogóle wie o jego istnieniu. Na otwarcie mistrzostw zjeżdżają się tłumy z różnych stron – są pokazy, koncerty, karuzele, i nocne balonowe show. Jeśli nie mieliście nigdy okazji zobaczyć latającego balonu z bliska, to muszę Wam powiedzieć, że jest on ogromny! Jest w nim coś majestatycznego, spokojnego, kiedy bez wysiłku unosi się w powietrze i dryfuje w siną dal.
Konkurs odbywa się przez cały tydzień i obejmuje różne kategorie sprawnościowe. Baloniarze oceniani są za swoją dokładność w locie do celu, czas jego osiągnięcia, precyzję i zdolność manewrowania balonem. Dla zainteresowanych organizowane są też loty balonem w cenie (bagatela) $350 / 30 min. Lecimy?
Krótkie nagranie:
Pola rzepaku – zupełnie jak w Polsce 😀
Zgadza się! Rzeczywiście poczułam się tam bardzo swojsko 🙂
Kocham Australię miłością bezgraniczną.Właśnie lecę tam po raz szósty.Mieszka tam mój towarzysz podróży.Cieszę się,że trafiłam na Twój blog.Pozdrowienia-)
Witaj na moim blogu! Cieszę się, że mnie znalazłaś 🙂 Widzę, że jesteś wzorowym “australijskim bumerangiem”, który wraca tu regularnie. Dokąd lecisz i co masz zamiar zwiedzić tym razem? Życzę wspaniałej podróży i jeśli będziesz w Perth to daj znać!
Dziękuję!To prawda Weroniko,jestem jak bumerang.Lecę do Adelaide,bo tam mieszka Marek.Obowiązkowo zawsze zwiedzam słynne doliny winiarskie,bo jestem nimi zauroczona.Adelaide wypiękniało od mojej pierwszej wizyty.Kolejny raz Sydney,Canberra,Great Ocean Road,Wilson Promontory,Flinders Ranges,Grampians i sama nie wiem,co jeszcze.Zazwyczaj wsiadamy w samochód i jedziemy przed siebie.Na Uluru za gorąco,byłam trzy lata temu.Bardzo podobało mi się w Qeensland,dotarłam nawet do Cooktown.Rok temu byłam w czasie australijskiej wiosny,chciałam zobaczyć fioletowe łąki i kwitnące jakarandy.Było przepięknie.Wiosna w Deep Creek Conservation Park wygląda zjawiskowo.Może kiedyś dotrę i do Perth,bo zachodniej Australii nie znam.Dam znać!Pozdrawiam!